Mateusz Grzesiak, jak sam się wyraził, ma „fioła” na punkcie różnych kultur. Ma żonę Meksykankę, studiował w Niemczech, mieszkał w Brazylii, Stanach Zjednoczonych i, oczywiście, w Polsce. Mówi ośmioma językami, w pięciu miał okazję pracować. Krótko mówiąc – zna od podszewki różnice w postrzeganiu świata przez ludzi pochodzących z różnych krajów. Dlatego też nie wyobrażam sobie bardziej odpowiedniej osoby do tego, żeby nauczyć nas jak, zachowując pozytywne polskie cechy, otworzyć się na inne kultury i czerpać z innych to, co mają w sobie najlepszego.
Na ostatnim szkoleniu Mateusza omawialiśmy jak przedsiębiorczy i nastawieni na sukces są Amerykanie, jak życzliwi i otwarci na ludzi są Meksykanie. A także to, że Niemcy słyną na całym świecie z precyzji i organizacji, a Anglicy to wspaniali, dumni i pewnymi siebie gentlemani.
Zadaliśmy też sobie pytanie: w czym my, jako nacja, jesteśmy dobrzy?
Otóż, jesteśmy bardzo kreatywni. „Polak potrafi wszystko załatwić”. Jesteśmy również odważni. Spakowanie jednej walizki i wyjazd za granicę bez znajomości języka nie jest normą w innych krajach. U nas tak. Na całym świecie słyniemy ze swojej pracowitości.
Mieliśmy też okazję przyjrzeć się temu nad czym warto było by popracować, to znaczy naszym kolektywnym przekonaniom, które nas ograniczają.
Pierwsze takie ograniczenie to patologiczny brak zaufania. Uważamy, że ludzie chcą nas wykorzystać, że kombinują i że chcą nas skrzywdzić. Tylko 12% Polaków zgadza się ze stwierdzeniem, że innym można ufać, a tylko 16% uważa, że jesteśmy pozytywnie do siebie nastawieni.
Hamuje nas również rozdzielanie sukcesu i szczęścia. Według nas tych dwóch rzeczy nie da się pogodzić. Kojarzymy bogactwo materialne z chciwością. Wierzymy, że bogaty to złodziej, a pierwszy milion trzeba ukraść.
Ciągle też czujemy się gorsi. Musimy dogonić zachód. Mamy głęboko zakorzeniony brak własnej wartości i wiary we własne siły. Krótko mówiąc – nie doceniamy samych siebie.
Powyższe kulturowe ograniczenia powodują, że podświadomie sabotujemy swój własny sukces.
Zgadzam się z Mateuszem – stać nas na zdecydowanie więcej niż robimy.
Sama jestem trenerem i na co dzień pracuje zarówno z Anglikami, jak i Polakami. Z cieniem smutku zaobserwowałam ostatnio pewną prawidłowość. Anglicy, jeśli wierzą w skuteczność coachingu, z dużym uśmiechem na twarzy mówią: „So, how does it work?” albo „When do we start?”. Polacy natomiast niezmiennie stwierdzają: „Muszę się jeszcze nad tym zastanowić” . I już wiem, że tej osoby więcej nie zobaczę. Wróci do swojej rzeczywistości. Wróci do pracy, której nie lubi i w której czuje się niedoceniona, ale przecież jakoś na chleb trzeba zarobić. Wróci do znajomych, którzy uparcie narzekają i kręcą czarne filmy pod tytułem „Tobie jest źle, ale mnie jest jeszcze gorzej”.
Zawsze po takim spotkaniu dudnią mi w głowie słowa Mateusza: „My jako nacja nie wierzymy w siebie. Nie wierzymy, że jesteśmy dostatecznie dobrzy, aby osiągnąć to o czym marzymy. Narzekamy i przyjmujemy rolę ofiary”.
I coś w tym jest.
W naszych kręgach normą jest, że jak ktoś odważy się marzyć to jest szybko i bezceremonialnie “sprowadzany na ziemie” przez uczynnych znajomych, sąsiadów czy rodzinę. Sama tego doświadczyłam podczas mojej ostatniej podróży do Polski. Jeśli znajdziesz w sobie odwagę, żeby podzielić się jakimś ciekawym pomysłem na siebie, to niechybnie usłyszysz historię jak to już ktoś próbował i mu się nie udało.
Po co więc próbować?
Strata czasu i energii.
Każdy pomysł jest głupi.
Niczego nie da się zrobić.
Współpracownicy są do niczego, a szef wszystkich gnębi i wyzyskuje.
Ekonomia przechodzi największy kryzys od lat, a w rządzie sami oszuści i złodzieje.
Nie pozostaje więc nic innego jak nastawić się na przetrwanie. Spuszczamy głowę, kładziemy uszy po sobie i wmawiamy sobie, ze przecież nie jest aż tak źle. Powinniśmy być wdzięczni za to, że ktoś w ogóle zechciał dać nam prace. I marzenia są spychane pod dywan, a my z dnia na dzień walczymy z szarą rzeczywistością. Zamieniamy realizację naszych ambicji na emocje bohaterów kolejnych seriali telewizyjnych.
Porównując nas z dumnymi Anglikami – to nie to, że my nie możemy. My po prostu za nisko się oceniamy i wcale nie próbujemy.
Moi drodzy, a co byście powiedzieli na propozycje zmiany adaptacji nastawionej na przetrwanie na adaptację angielskiej pewności siebie?
Na wybudowanie w sobie wiary, że jak będę wytrwale i systematycznie pracować, żeby osiągnąć to co chce, to mi się to uda?
Na obudzenie w sobie pragnienia, żeby postawić ten pierwszy krok na szczycie, a potem na kolejnych?
Każda osoba, z którą pracuję podczas zajęć coachingowych ma w sobie tę niezbędną moc, kompetencje i zapał, żeby wprowadzić zmiany na lepsze. Musi tylko uwierzyć w siebie.
Jak już uwierzymy w siebie, to do pełni sukcesu potrzebna jest nam jeszcze jedna mała umiejętność miękka. A mianowicie – sprzedaż. Sprzedajemy nie tylko produkty czy też usługi. Kiedy mamy do czynienia z obecnym lub przyszłym pracodawcą, partnerem biznesowym czy ewentualnym klientem sprzedajemy również samego siebie. Na swoim kolejnym szkoleniu Mateusz Grzesiak będzie uczył nas co to jest self-marketing czy self-branding i dlaczego dobrze jest spojrzeć na siebie jako na produkt na rynku pracy. Pozwoli nam to ładnie i precyzyjnie opisywać siebie i to czym się zajmujemy, a przez to efektywnie się sprzedać.
Pozostaję z wyrazami najgłębszego szacunku i miłości do każdego z Was.
Aldona Oklińska – life coach
www.facebook.com/Aldonacoaching
Więcej zdjęć ze szkolenia Mateusza znajdziesz na profilu FB Polish Success Centre pod tym linkiem.
Jeżeli zainteresował Cię ten materiał, pamiętaj – 21 maja 2016 r. Mateusza Grzesiak poprowadzi w Londynie szkolenie Master Sales.
Kup bilet na szkolenie>>> http://www.polishsuccesscentre.com/master-sales/